KOMUNIKACJA,  LIFESTYLE

O złości, magicznych słowach i dzieleniu jednej przestrzeni!

Kiedy irytuje nas tak wiele niezałatwionych spraw staramy się od nich uciec. Wracając z roweru zeszłej wiosny spotkałam na łące pewnego człowieka. W zasadzie to aż prosiłam się o spotkanie nieudolnie szarpiąc się z obluzowanym łańcuchem. W trakcie dość długiej rozmowy o wszystkim i o niczym padło z jego ust dość trafne sformułowanie: każdy to robi, ludzie muszą wybiegać i wyjeździć swoje problemy.

[heart_this]

Oczywiście każde z nas myśli, że: tylko JA odczuwam potrzebę izolacji, tylko JA odczuwam potrzebę pobycia sam na sam ze sobą. Inni pewnie w tej sytuacji idą na piwo i jest im lepiej (ponieważ jak wiemy przy piwie problemy znikają). Wygadają się przyjaciółce wycierając nos o jej rękaw. Niestety każdy z efektów powyższych sposobów na nasze codzienne problemy będzie ulotny i nie załatwi zwyczajnego, wewnętrznego rachunku sumienia. Używając sformułowania rachunek sumienia nie mam tu na myśli wyliczania w myślach własnych grzechów, ani też niczego związanego z religijnością. Rachunek każdy wie czym jest. Sumienie jak się domyślam też posiadamy wszyscy (oby!).

Nierozliczone sytuacje, nieprzeproszeni ludzie (czasem po prostu … olani ludzie), ludzie, których ciężko nam znieść ze względu na różnice charakterów, niewyprostowane nieporozumienia … Ignorujemy je myśląc, że wtedy sobie pójdą. Znikną wraz z upływem czasu. Jednak żyjąc z dnia na dzień po pewnym czasie zauważamy, że pewne sprawy do nas wracają podsycając uczucie wewnętrznej paranoi i niepokoju.

Spotykając po latach osobę, z którą w przeszłości mieliśmy pewne nieporozumienie, którego nie sprostowaliśmy wcale nie czujemy się lepiej. Choć problem z przeszłości mógł stracić nieco na wadze i nie powodować w nas takich reakcji jak kiedyś, całokształt samopoczucia pozostaje będąc częściowo odtwarzanym właśnie w trakcie przypadkowego spotkania z tą osobą.

Dlatego tak ważne wydaje mi się rozwiązywanie spraw na bieżąco. Zdanie sobie sprawy z tego, że wszyscy jesteśmy równi, wszyscy jesteśmy ludźmi i w jakiś sposób jednakowo mamy przerąbane. Choć różnią nas pewne cechy, które decydują o tym jak przeżywamy pewne sprawy, nigdy nie jesteśmy tymi, którymi widzą nas inni. Co za tym idzie inni także nie są tymi, za których uważamy ich my.

By wyjść z tej zawiłości skupmy się na takim przykładzie. Pan Jan Kowalski, z którym mieliśmy pewną niemiłą sytuację 5 lat temu (tak nie miłą, że p. Jan Kowalski odwraca od nas wzrok w sklepie, a my się z tego bardzo cieszymy), w podobnym czasie miał równie ohydne zajście z kolegą z pracy. Owo zajście tak paskudnie wpłynęło na pana Kowalskiego, że kilka dni później podczas spotkania z nami sfrustrowany swoją bezsilnością postanowił pokazać kto tu rządzi. Byliśmy w szoku, zupełnie przypadkowy człowiek – pan Jan potraktował nas w taki sposób w tak zwyczajnej sytuacji. Na przyszłość będziemy więc takich sytuacji unikać. Pana Jana Kowalskiego najchętniej również. Sęk w tym, że pan Jan Kowalski po powrocie do domu złapał straszliwego doła z powodu swojego emocjonalnego wyskoku. Wie już, że kiedy spotka nas w przyszłości na ulicy odwróci wzrok – bo tak mu okropnie wstyd. My natomiast widząc odwrócony (oczywiście wiemy, że świadomie) wzrok pana Jana Kowalskiego, wiemy że jest z pewnością tak wściekły jak 5 lat temu i mijając nas myśli na pewno dokładnie to samo co wtedy powiedział. Dlatego też odwrócimy wzrok. Niech cham wie, że mamy go gdzieś.

I tak narasta między nami piramida niechęci. Niechęci, która mogłaby być zburzona z pomocą jednej krótkiej rozmowy. Oczywiście nie wszystkie takie rozmowy zakończyłyby się dla nas pomyślnie. Wydaje mi się jednak, że procent spraw, poglądów i relacji, które zwykła rozmowa po nieporozumieniu mogłaby uratować jest nie do przecenienia.

W końcu to, co mam na myśli mówiąc „rachunek sumienia” to zwyczajne spojrzenie wgłąb siebie. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie najlepszą ku temu okazją jest właśnie rower, czasem spacer. Kiedy siedzę w domu bijąc się z myślami narasta we mnie poczucie niechęci (do osoby , lub konkretnej sytuacji). Kiedy zmuszam swoje ciało do wysiłku, pedałuję, słucham muzyki, lub po prostu idę bijąc kilometr za kilometrem jest mi łatwiej obiektywnie spojrzeć na siebie i zadać sobie pytanie: dobrze wiesz, że zdarzają Ci się wpadki, jak możesz więc tak surowo oceniać innych?

Być może działanie, które wydaje Ci się okrutne, niesprawiedliwe i podłe wcale nie było wyreżyserowaną próbą unicestwienia Twojej osoby. Być może było po prostu wyładowaniem, którego autor wstydzi się do dnia dzisiejszego.

Nawiązując do tytułu, możemy wydzielać sobie przestrzeń z takimi osobami, których nie darzymy szczególną sympatią. Liczyć na to, że na siebie nie wpadniemy i jakoś tak żyjąc z dnia na dzień tolerować swoją odległą niestykającą się egzystencję. Niezałatwione sprawy lubią jednak wracać, a uczucie niechęci lub co gorsza nienawiści zawsze psuje nas od środka. O wiele łatwiej jest wyzbyć się ich, a przy pierwszej możliwej okazji powiedzieć tej osobie: słuchaj, między nami wszystko jest w porządku!

Mam nadzieję, że tekst nikogo nie uraził. Sama jestem winna kilku z powyższych przewinień, ale też sama miałam okazję zrobić to co proponuję w ostatnim zdaniu. Powiem tylko jedno – pomaga!

podpis pod notką