
Najgorsze komunikacyjne wpadki przy świątecznym stole
Magia świąt – mówili, będzie cudownie, rodzinnie – mówili. A jak było naprawdę? Jak co roku. Ania, Kasia, Marek, Piotrek i Łukasz, którzy byli za grubi, za chudzi, sami, znów z nowym partnerem, po rozwodzie, z jednym dzieckiem za mało, lub z jednym kotem za dużo przekonali się o tym (znów) na corocznej świątecznej kolacji z rodziną. Jakie będą tegoroczne święta? To zależy tylko od nas. Mogą być miłe i rodzinne. Mogą być pełne fałszywych uśmiechów i niezręcznej ciszy. Mam pewną teorię. Polacy stworzyli tradycję dwunastu posiłków po to, by przy wigilijnym stole nic nie mówić. Tak było bezpieczniej, tylko nikt o tym dzisiaj nie pamięta.
Choć w dzień samej wigilii zazwyczaj widzimy się z najbliższymi, to jednak w kolejne świąteczne dni podróżujemy do dalszej rodziny. W gronie najbliższych zazwyczaj znamy swoje tematy tabu i każdy chce jak najlepiej. W gronie dalszych krewnych, z którymi widzimy się raz na rok, w kwestii komunikacji zaczynają się schody. Niezbyt zainteresowani własnymi sprawami, lub zainteresowani nimi aż za bardzo zaczynamy gadać głupoty. Pytamy o sprawy zbyt prywatne, doradzamy bazując na własnym doświadczeniu odnośnie sytuacji, które wcale nas nie dotyczą. Jak się tak zastanowić to najlepiej siedzieć cicho i jeść. Co jednak zrobić kiedy taki temat tabu wypłynie między karpiem a śledziem, a ktoś ma odmienne zdanie od naszego próbując nakłonić nas do zmiany poglądów? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w końcowym akapicie. Na razie – do dzieła. Lista tematów, które przy wigilijnym stole mogą spowodować bitwę na sztućce i nie tylko.
Polityka
Pierwszą i największą świąteczną (i nie tylko) wpadką jest rozmowa o polityce. Szczególnie wtedy, kiedy przy stole zasiadają osoby o odmiennych przekonaniach. Dlaczego? Dlatego moi mili, że każdy z nas ma tyle racji jak bardzo jednocześnie jej nie ma. Znacie na pewno scenę z sejmu, z filmu „Dzień Świra”, w której posłowie przekonują, że ich racja jest „mojsza niż twojsza”. Dokładnie taki charakter mają te rozmowy. Nikt nikogo do niczego nie przekona. Są to rozmowy, w których druga strona nie ma możliwości racjonalizacji argumentów przeciwnika. Może jedynie przedstawić rację bardziej „mojszą” lub kulturalnie przemilczeć. Chwała tym, którzy to potrafią.
Za chudy, za gruby, za w sam raz
Są ludzie, którym się nie dogodzi. Nie miejmy im tego za złe. Ja to tłumaczę pomrocznością jasną. Starsi ludzie, czasem nie tylko starsi stresują się przed spotkaniem z rodziną, z którą bardzo długo się nie widzieli. Zupełnie nie wiedzą o czym i jak rozmawiać dlatego jedyne co przychodzi im do głowy to komentarz odnośnie sylwetki rozmówcy. Po szybkim oszacowaniu sytuacji jest to jedyna rzecz, która mogła się zmienić. Podobno na starość rosną uszy i nos, ale jeśli tak się nie dzieje zostaje … skomentowanie wagi rozmówcy. Jak schudniesz to usłyszysz, że jesteś chory, jak się poprawisz to, że jesteś w ciąży (zdarza się to słyszeć także panom). Nie należy się tym absolutnie przejmować ponieważ najpewniej jesteś w sam raz i taki jaki chcesz być, a twój rozmówca ma ewidentnie error 404 in database i po prostu dobiera losowo słowo do słowa, żeby tylko podtrzymać konwersacje. W Polsce już tak jest, że milczenie nie jest dobrze odbierane.
Jeszcze nie wróciłaś do pracy / Jak mogłaś tak wcześnie wrócić do pracy, żal dawać dziecko do żłobka / Nadal masz tę marną robotę / Ty to tylko pracujesz! Na pewno dobrze Ci płacą?
Kultowymi świątecznymi komentarzami są te dotyczące pracy. Jest to całe spectrum komentarzy o nacechowaniu zazwyczaj negatywnym niezależnie od tego, czy ta praca jest, czy jej nie ma, czy jest jest dobra, czy zła, dobrze płatna czy słabo płatna. Odkryłam pewną zależność, krzycząc niemalże Eureka! na jakiej zasadzie działa ten schemat. Polacy chcą być kulturalni (znów!) i (znów!) za wszelką cenę chcą podtrzymać rozmowę. Okazując swoje zaangażowanie w opowieść rozmówcy a jednocześnie kontynuując temat, nie mogą powiedzieć po prostu „no to fajnie”, „no to super”, „gratuluję”, „ale ekstra”. Dopiero okazując rozmówcy swoje zmartwienie dają szansę kolejnemu tematowi, mianowicie: co zrobić by twoją beznadziejną (ich zdaniem) sytuację poprawić. Możesz spodziewać się mnóstwa rad zaczynających się od „musisz”, „powinnaś”, „nie możesz ciągle”. Moja rada. Nie myśl źle o tych ludziach. Wycisz się. Przypomnij sobie jedną z piosenek Lionela Richie i włącz wewnętrzny tryb chilloutu. Ludzie, którzy nie uczestniczą w Twoim życiu nie muszą i nie powinni Ci doradzać, ale wysłuchaj ich. Będą czuli się dobrze.
No mamusia, kiedy kolejny dzidziuś? / Kiedy w końcu zrobicie sobie dzidziusia?
Ten temat wydaje mi się szczególnie absurdalny, ale odkąd w Polsce zagościło 500+ jest szczególnie na topie nie tylko przy świątecznym stole, ale i na ulicy podczas przypadkowych spotkań z ludźmi. Jeśli jesteście po ślubie koniecznie musisz mieć dziecko. Jeśli nie możesz zajść w ciążę koniecznie napisz to sobie na czole – może wtedy nie będą Cię pytać. Jeśli tylko zdążyła Ci się obkurczyć macica obowiązkowo powinnaś dorobić dziecku rodzeństwo. Czy krytykuję wielodzietność? Absolutnie nie. Podziwiam ludzi, którzy mają rękę do dzieci i cieszę się, kiedy widzę, że świetnie sobie radzą. Nie podzielam jednak tendencji do decydowania o czyjejś macicy i planowaniu rodziny.
Dlaczego taki temat pojawił się na blogu?
Tematy wymienione powyżej to kwestie może nie do końca związane z językiem. Jednak z życiem codziennym i komunikacją owszem. W pierwszym akapicie zobowiązałam się do tego by określić jak reagować na w/w tematy. Wysłuchać. Przede wszystkim wysłuchać. Ludzie bywają czasem złośliwi, ale przede wszystkim są bezmyślni. Najlepsze co możemy w takich sytuacjach zrobić dla nich i dla siebie to wziąć głęboki oddech i dać im poczucie, że naprawdę nam pomogli.
Pamiętaj jednak, że nikt nie ma prawa Cię obrażać. W takiej sytuacji zawsze możesz wyrazić swoje zdanie. Im spokojniej i grzeczniej to zrobisz tym lepiej zrozumie to Twój rozmówca. Zaraz potem zostaw go z myślami. Są ludzie, którzy kochają dyskutować ponad wszystko. Często sprawdza się wypowiedziana w popłochu informacja o tym, że chyba zostawiliśmy zupę na gazie …
autorka

