
Historia z życia wzięta – „Fiord i zagubiony naszyjnik” Agnieszki Stelmaszczyk
Mogłabym Was skłamać, że po literaturę dziecięcą chodzę do znanej sieciówki sprzedającej prasę, literaturę, film i muzykę, wystrojona w Zaxy i oBaga na ramieniu. Jednak prawda jest taka, że kolejną, dobrą pozycję dedykowaną najmłodszym czytelnikom, dorwałam na stoisku z tanią książką. Kłamstwo w tym poście byłoby podwójnie nie na miejscu gdyż historyjka jest zupełnie wyjęta z naszego życia.
Wcale nie chodzi o to, że cały czas nam coś ginie, czy że czegoś szukamy choć jak Pan Hilary mamy to pod nosem. (Choć ginie i szukamy.) Chodzi przede wszystkim o to, że książka pełna jest dystansu i prawdy. A dzieci lubią, kiedy mówi im się prawdę. Historia jest też przede wszystkim śmieszna i dobrze napisana. Nie tylko łatwo się ją czyta, ale też łatwo się jej słucha.
Cała seria wydawnictwa Zielona Sowa poświęcona jest młodym czytelnikom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z literaturą. Krótkie historyjki przeznaczone są do samodzielnego czytania, jednak jak się domyślacie nikt nie da Wam lania jeśli przeczytacie je na głos nieco młodszemu dziecku!
Co będzie więc dla serii Już czytam charakterystyczne to:
- dobra i przyciągająca wzrok oprawa graficzna każdej z pozycji,
- ciekawa, wciągająca ale też stosunkowo prosta fabuła,
- duża czcionka, którą łatwo się czyta,
- proste zadania związane z czytaniem ze zrozumieniem znajdujące się na końcu książki,
- mini słowniczek dotyczący słów, zwrotów, lub nazw własnych, które mogą być dla dziecka niezrozumiałe.
Do tej konkretnie krótkiej historyjki przyciągnęły mnie ilustracje autorstwa Katarzyny Nowowiejskiej. Szybko przekartkowałam książkę przy stoisku i wiedziałam, że to coś dla nas. Stylistyka ilustracji w stu procentach trafia w mój gust. W ciekawy sposób dopełnia opowiadaną historię, a jak się też okazało w trakcie czytania stanowi zagadkowy element dla małego gapia-słuchacza.
Jak sam tytuł podpowiada, w historii poznamy losy zagubionego naszyjnika. Opowiadanie rozpoczyna się, niczym horror, od przeraźliwego krzyku Ciotki Cecylii. Krzyk, który wszystkich domowników postawił na nogi był jednak nie tylko zapowiedzią niewątpliwego (według ciotki) przestępstwa, ale też początkiem ciekawego dochodzenia. W śledztwie wzięli udział wszyscy członkowie rodziny. To musiał być naprawdę ważny naszyjnik.
Nie wiem jak u Was, ale kiedy u nas coś ginie, jest niemal pewne, że schowałam to ja. Na pewno ja. No bo przecież ja sprzątam. Posprzątany dom to dom, w którym nic się nie da znaleźć. Przy dwóch facetach artystyczny nieład oznacza nieoznakowaną mapę myśli. Wszystko ma leżeć tam, gdzie zostało odłożone. Wtedy w domu panuje spokój. Problem jednak w tym, że u mnie jak na półkach tak w duszy. No i po prostu nijak nie osiągnę wewnętrznej równowagi jeśli pod nogami walać się będą klocki, na półkach będzie kurz, korespondencja walnięta będzie na stól, a krzesła służyć będą jako wieszaki. Tak się nie da. Tak więc jestem jedynym słusznym rozwiązaniem wszelkich teorii spiskowych na temat rzeczy zagubionych. Nawet jeśli po wielu tygodniach odnajdą się w domu innego członka rodziny, pod kanapą, lub w komórce – z pewnością zaniosłam je tam ja. Przepraszam, nie zaniosłam. Z premedytacją i wyrachowaniem SCHOWAŁAM.
Podobny tok myślenia miała Ciotka Cecylia. Strata ulubionego naszyjnika zapoczątkowała reakcję łańcuchową duszności i możliwych teorii spiskowych. Pomóc mogła w tym tylko waleriana.
Moje dziecko słuchało tej historyjki jak zaczarowane. Temat tak bliski naszym sercom, że bliższy być już już chyba nie może. W dodatku, jeden z głównych bohaterów okazał się fanem „Gwiezdnych Wojen” i w swoich codziennych zabawach wcielał się w mistrza Jedi. Jego uczniem / padawanem był pies Fiord, który dzielnie w trakcie śledztwa zgłębiał tajniki jasnej strony mocy. W trakcie poszukiwań naszyjnika …
odnalazło się (…) mnóstwo innych zagubionych rzeczy. Tata pod łóżkiem znalazł wyjściowy krawat i dwie skarpetki (każda od innej pary). Mama broszkę. Klaudia gumkę do włosóe i ulubioną spinkę. Arek miał więcej szczęścia, bo spod dywanu wyciągnął 5 zł. Fiord rónież bardzo się ucieszył, ponieważ znalazła sie jego parówka. Ta, któa zakopał pięć dni temu w ogrodzie. Miała być na potem, lecz Fiord całkiem o niej zapomniał Teraz dumny wmaszerował z niąd o kuchni.
– Co tak śmierdzi?! – Mama zatkała nos.
– To ta parówka, mamo – Klaudia wskazała zielone, cuchnące coś co nie przypominało już nawet parówki.
Fiord był jednak innego zdania. Zamierzał to coś ze smakiem zjeść.
Moje dziecko nieustannie wciela się w jakiegoś superbohatera. Najczęściej wygrywają rycerze Jedi, Batman i Superman. Jego pomocnikiem w walce, lub wręcz przeciwnie – przeciwnikiem jest Tośka, która podobnie jak Fiord idealnie wciela się w narzucane jej role. Agnieszka Stelmaszczyk musi to znać z życia. Takiej historii nie da się opisać tak dobrze nie obserwując jej w codziennych zabawach dziecka!
Bardzo podoba mi się także przestawienie sposobu myślenia Fiorda. Ja zawsze powtarzam, że psy myślą. Psychologia zaczyna się od psy- to nie może być przypadek. Co tam etymologia i inne dyrdymały… Przypadek Fiorda to potwierdził. Na psi sposób interpretował działania dorosłych, a my śmialiśmy się przy tym na głos!

