
„Nie rozumiem co do mnie piszesz!” – z jakim analfabetyzmem mamy problem w Polsce?
Z braku czasu coraz częściej komunikujemy się korespondencyjnie. Jednak nie tak jak kiedyś. Chcąc coś przekazać współpracownikowi na innym szczeblu korpowieży nie wysyłamy mu gołębia, ani gońca na koniu. W tym celu wysyłamy mu e-mail. Do ręki podczas krótkiego spaceru starówką otrzymujemy stertę ulotek. Przy wysyłaniu dziecka na wycieczkę, zapisaniu do szkoły lub przedszkola podpisujemy umowę …
Choć w naszym kraju koniec analfabetyzmu ogłoszono w grudniu 1951 roku, to ponad połowa z nas nie rozumie informacji z telewizji, filmów, reklam. Mamy kłopoty z ulotkami do lekarstw i instrukcjami obsługi nawet najprostszych urządzeń. Nie potrafimy czytać ogłoszeń i uzupełniać lub tworzyć prostych raportów.
Zjawisko to nie jest jednak analfabetyzmem. Analfabeta, jak pisałam w innym artykule na ten temat, to osoba mająca więcej niż 15 lat, która nie umie czytać, pisać i wykonywać czterech podstawowych działań matematycznych. Niekiedy mówi się, że wystarczy już brak jednej z tych wymienionych umiejętności.
Analfabetyzm funkcjonalny/wtórny to sytuacja, w której mamy do czynienia z nieumiejętnością wykorzystania posiadanej wiedzy. Zjawisko to dotyczy zarówno osób wykształconych jak i niewykształconych. Przez ten rodzaj analfabetyzmu, ludzie ci nie są w stanie sprawnie funkcjonować w codziennym życiu i nowoczesnym, rozwijającym się społeczeństwie.
Analfabetyzm wtórny przejawia się także w braku umiejętności posługiwania się różnymi urządzeniami pomimo posiadania instrukcji ich działania. Bardzo często pojęcie to odnosi się do braku umiejętności poprawnego pisania, czytania ze zrozumieniem i prawidłowego dokonywania prostych obliczeń. Rzadziej natomiast na określenie braku umiejętności obsługi nowych technologii (np. informacyjnych) niezależnie od posiadania wiedzy na ich temat.
W dzisiejszych czasach przebojowości i magistrów nam nie brakuje. Co to za problem, skoro studia można opłacić, sesje jakoś tam przejść, a napisanie pracy magisterskiej zlecić. Później już tylko głowa do góry i udajemy, że umiemy. Jak twierdzi rof. Zbigniew Kwieciński z UMK w Toruniu:
Polski analfabeta może mieć nawet dyplom wyższej uczelni i nie rozumieć tego, co czyta. W sensie technicznym umie czytać i rozumie słowa, ale związków między nimi już nie. Tacy ludzie zajmują nawet kierownicze stanowiska, bywają też dyrektorami szkół. To problem 70 procent społeczeństwa, w tym co szóstego magistra. Nie rozumiemy instrukcji obsługi urządzeń, nie umiemy wypełniać prostych formularzy. Większość z nas przerasta konieczność obliczenia podatku, a wielu nawet sprawdzenie rachunku w kasie.
Analfabeci wtórni często nie czytają umów, ponieważ uważają (często słusznie), że i tak niewiele z nich nie zrozumieją. Uwaga, uwaga! Nie znaczy to, że jeśli kiedyś zdarzyło Ci się nie przeczytać jakiejś umowy jesteś wtórnym analfabetą.
Dlaczego mamy z tym aż takie trudności?
Bo nie czytamy.
Z badań Biblioteki Narodowej wynika, że 53% Polaków w ciągu roku nie bierze do ręki ani jednej książki. Te same badania pokazują, że stali i stabilni czytelnicy to jedynie 11% całego społeczeństwa. Skutki złego nauczania tej umiejętności lub braku korzystania z niej i szlifowania ciągną się latami i doprowadzają do wyżej opisanych trudności w życiu codziennym.
Edukacja nakierowana na zdawanie testów
Ciężko do tego nie dorzucić swoich trzech groszy. Każdy z nas zna polski system nauczania. Wiemy dobrze, czym to pachnie i jakie są realne szanse na zmiany. Polski uczeń ma zaliczać sprawdziany i testy, zdawać egzaminy i do samych studiów, czyli mniej więcej do 19-20 roku życia uczyć się rzeczy niepotrzebnych. Bardzo mi przykro jeśli ktokolwiek poczuje się tym stwierdzeniem urażony, ale polski uczeń ma czas i głowę zaśmiecaną informacjami, które do jego życia wnoszą niewiele. W efekcie uczy się na pamięć do egzaminów tylko po to by za kilka miesięcy „zakutych” informacji już nie pamiętać.
Dla porównania, w Wielkiej Brytanii, okres „przedmaturalny” poprzedza dwuletni system nauczania tylko tych przedmiotów, które przygotowują przyszłego studenta do nauki w Wyższej Uczelni. Warunkiem przyjęcia do niektórych z nich jest nie tylko wynik z egzaminu, ale też rozmowa kwalifikacyjna. Dzięki niej wyłania się kandydatów z pasją, realnie zainteresowanych dziedziną, którą mają studiować.
Dla kontrastu dodam, że dzieci również uczą się wielu niepotrzebnych przedmiotów, ale nauczanie to ma trochę inny charakter. Przez to, że dziecko uczestniczy w wielu potencjalnie niepotrzebnych zajęciach może na tyle ich „liznąć” by w przyszłości wiedzieć czy w jakikolwiek sposób go interesują. W polskiej szkole praktycznie do końca uczniowie „zakuwają” szczegóły z wiedzy ogólnej, dotyczące najdalszych zakamarków świata, których ani później nie pamiętają, ani nie znają rzeczy naprawdę im potrzebnych. Co gorsza oceny z tych przedmiotów mają realny wpływ na samo przystąpienie do matury. Polski uczeń większą część nauki realizuje samodzielnie w domu pomimo tego, że w szkole spędza wcale nie małą część dnia. Czas wolny urozmaica sobie korepetycjami i zajęciami dodatkowymi, ponieważ szkoła w większości przypadków nie jest w stanie go „wyuczyć” niezbędnego minimum zaliczającego podstawę programową, a sam czuje się przez nią przytłoczony, ponieważ od najmłodszych klas, zamiast czytać ze zrozumieniem uczył się na pamięć pojęć i informacji nieprzydatnych.
Reasumując – tego, co czytając ze zrozumieniem i segregując informacje, odnalazłby w bardzo prosty sposób w każdym podręcznym źródle, w każdej możliwej sytuacji, lub wywnioskował metodą dedukcji gdyby tylko ktoś dał mu na to czas.
Jeśli ktokolwiek sądzi, że w taki sposób ukształtowany program nauczania „produkuje” ludzi wszechstronnych, ten być może posiada szczytny cel i dobre intencje, ale niestety charakteryzuje się także dość wysokim poziomem naiwności.
8 września
Międzynarodowy Dzień Walki z Analfabetyzmem (czyli alfabetyzacji)
Międzynarodowy Dzień Czytania
Ciekawą formą zaangażowania w obchody Międzynarodowego Dnia Walki z Analfabetyzmem będącego jednocześnie Międzynarodowym Dniem Czytania była akcja zorganizowana kilka lat temu przez wrocławskie MPK, które w tym dniu od pasażerów zamiast biletu wymagało … książki, lub ebooka.

