
Wiem, że nic nie wiem … o radzeniu sobie z ekstrawertycznym otoczeniem – odpowiedź do p. Łukasza
Panie Łukaszu, chciałabym powiedzieć, że „tymczasem” napisałam oddzielnie, i że miało to głębszy sens egzystencjalny w kontekście całego opisu własnej osoby. Jednak nie. Nie miało. Było efektem pobieżnego pisania o sobie w trakcie kolacji. Ostatnio nawet maturzystka wytknęła mi w jednym akapicie dwa błędy. Nie wiem, czy to więcej o mnie nie mówi niż cały ten opis. Zostawmy to lepiej.
Pisał Pan, że zazdrości ludziom lekkiego pióra, jasnego i logicznego formułowania wypowiedzi. A zaraz po tym talentu muzycznego i artystycznego w ogóle. Ja zazdroszczę ludziom, którzy swój talent opanowali do perfekcji. Można go mieć i nic specjalnego z nim nie robić. Trochę pisać, trochę rysować, choroba wie co jeszcze. To wszystko ma nadal sens jeśli daje nam psychiczne ukojenie i oderwanie od codzienności, ale mimo wszystko zazdroszczę ludziom, którzy wymiatają w tym co robią.
W kwestii introwertyzmu i radzenia sobie z ekstrawertycznym otoczeniem muszę powiedzieć, że są lepsze i gorsze dni. Dużo daje dystans do siebie, wewnętrzne poczucie humoru i rower. Czasem w głowie jest kabaret i introwertyk śmieje się sam do siebie, a wszyscy pasażerowie lokalnego transportu publicznego zachodzą w głowę czy jest normalny, czy przypadkiem nie powinni wysiąść. Z introwertykami tak jest. W głowie potrafi być pełne zaangażowanie, ale wcale tego może nie być widać na zewnątrz. Nie umiemy się sprzedać i choćbyśmy ekstrawertykom sporządzili 10 tysięcy instrukcji obsługi introwertyków to i tak koniec końców tracimy na tym my sami. Nie wiem jakie jest wyjście. Na razie nic nie wiem. Będę na bieżąco pisać. Ten blog i tak niebezpiecznie zmienił kierunek i równie niebezpieczne opinie przyklejają się tym samym do mojego (całe szczęście zmyślonego) nazwiska.
Pozdrawiam ciepło!
Odpowiadam na forum ponieważ nie podał Pan do siebie kontaktu.
Dominika

